niedziela, 4 sierpnia 2013

Bog - czlowiek, czyli problem dziwnych relacji

Poprzedni weekend (i chwilka przed nim) spedzilem na niespodziewanym wyjezdzie do Polski. Po powrocie z Kraju miedzy Bugiem a Warta i Nysa Luzycka nastapil powrot do codziennosci wypelnionej praca. Kombinacja braku wypoczynku po podrozy i pustynnego zaru byly prawie zabojcze. Regeneruje sily powoli (czlowiek zaczyna powoli odczuwac zblizajacego sie nieuchronnie dubla dwudziestki). Do tego doszla jeszcze wczorajsza pomoc hydrauliczna znajomym, ktorzy chca sie po zakupie mieszkania, jak najszybciej do niego wprowadzic. Stad wynika moja mala aktywnosc w blogosferze (nad czym szczerze ubolewam - ale trudno mi obiecac poprawe /kto wie co przyniesie przyszlosc/).

Pierwszy tydzien pracy uplynal mi na poznawaniu kultury organizacyjnej firmy, ktora mnie zatrudnila, ludzi w niej pracujacych oraz jej klientow (i zebyscie sobie Panstwo nie mysleli, ze bylo to slodkie lenistwo - byl i jest to proces dosc absorbujacy). Jednym z nich jest bardzo sympatyczny Irakijczyk Karim. Bardzo ciekawy czlowiek, szyita, ktory pobieral nauki sunnickie (okolica, z ktorej pochodzil jest sunnicka) o otwartym umysle. I do tego straszna gadula z talentem do opwoiadania w ciekawy sposob (mialem szczescie ;) .

Podczas wielogodzinnych monologow (przerywanych czasami pytaniami  lub uwagami z mojej strony) doszlismy do ciekawego spostrzezenia:

- nie ma czlowieka, ktory by nie pozostawal w jakiejs relacji do Boga (abstrachujac jak tego Boga definiuja.



Ateisci, roznej masci i prowieniencji, sa generalnie przeciwnikami idei Boga. I choc usilnie usiluja przekonac swoich oponentow do swojego punktu widzenia, to ciagle ich przekonywanie do tego, ze Boga nie ma, jest argumentem za tym, ze pozostaja z nim w specyficznej (negatywnej) relacji (znanej dawnie bezboznoscia). Najlepiej obrazuje to anegdotyczna alegoria ich stanowiska: Daj Boze, zeby Boga nie bylo. Ale gdyby jednak Bog istnial, to bron nas Panie Boze.

Agnostycy watpia w Jego istnienie. Wielu znanych mi agnostykow (oraz ateistow), to byli ludzie dosc religijni, ktorzy na wskutek osobistych negatywnych doswiadczen (a juz to ze strukturami KK lub w wyniku zderzenia doktryny KK z rzeczywistoscia). 

Gnostycy znowu wierza we wlasna wiedze i doswiadczenie osobiste, ktore potwierdza Jego istnienie.

No i na samym koncu mamy wierzacych wszelkich religii istniejacych dawniej, dzis oraz tych, ktre beda istnialy w przyszlosci.

Jakos brak mi jest ludzi, ktorzy nie mieliby zadnego stosunku do Boga (mniej lub bardziej emocjonalnego). 

Interesujace - dlaczego?!
WebRep
currentVote
noRating
noWeight

4 komentarze:

  1. Cóż - obawiam się, że człowiekiem który nie zajmuje żadnego stanowiska względem Boga jest ten tylko, kto wcale o tym problemie nie myśli. A czy można w takim razie podejrzewać go, że myśli w ogóle..? I po co się z takim zadawać, skoro nie myśli..?

    Natomiast rzeczą niezmiernie charakterystyczną chyba głównie dla naszych czasów jest to, że o prawdziwych fanatyków najłatwiej wśród ateistów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fanatyzm jest w takim wypadku cecha osobowosci ludzkiej a nie cecha systemow religijnych - jak czesto twierdza zajadli ateisci (i staraja sie uzywac tego argumentu w dyskusji ze mna, jako argumentu przeciwko istnieniu religii).

      Z reszta ten upor, ktory moze byc zrodlem fanatyzmu, obserwuje rowniez u siebie (interesujace, ze w dyskusjach staram sie jedynie wytlumaczyc swoj punkt widzenia interlokutorom a nie przekonac ich do niego). Nobody's perfect!

      Wracajac zas do nurtujacego mnie pytania, w kontekscie Pana komentarza, to moze kiedys sie uda mi spotkac "bezboznika" myslacego a jednoczesnie wykazujacego brak relacji do tematu boskiego, kto wie?!?

      Usuń
  2. Uważam się za ateistkę , ale w ciężkich momentach łapę się na tym,że albo do niego wzdycham, albo zostaje gdzieś we mnie jakiś strach ,że jednak coś kiedyś nie tak zrobiłam. I wiem,że głównie wiara ta, strach i co tam jeszcze biorą się z kwestii wpojenia we mnie przez babcię tej religijności i wiary.Przypuszczam,że inaczej by było,gdybym wychowała się w rodzinie bez tradycji jakiejkolwiek religii. Ale jednak nie potrafię sobie wyobrazić jakby to było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiara (przynajmniej dla mnie) oznaczala zazwyczaj nadzieje, zaufanie oraz "nie lekajcie sie"... !

      Pani Basiu jestesmy z tego samego pokolenia (w kwestii Babc ;) .

      Usuń