środa, 15 maja 2013

Avatar a ekonomia - obrona psychiki

Dzisiejsza interesujaca dyskusja na Racjonalnym Oszczedzaniu [1] zmotywowalo mnie do popelnienia wpisu (mimo okropnej biegunki roboczej).

Toruk Makto ruszyl do kontrataku!



Kolega z R-O ma racje w tym, kiedy mowi, ze nikt nas nie zmusza, przystawiajac pistolet do glowy, do kupowania wytworow korporacji. Do kupowania kiedy tego obiektywnie nie potrzebujemy... . Problem z potrzebami polega na tym, ze oprocz potrzeb podstawowych (wynikajacych z naszej kondycji biologicznej) mamy jeszcze potrzeby wyzszego rzedu, ktorych czesc mozemy wytworzyc (i wytwarzamy sobie albo sa nam wdrukowywane przez reklamy i mody). 

Bo oczywiscie, ze mozemy sobie nie wyobrazac zycia bez dodatkowego gadzetu. I zapewne tak jest - do momentu zakupu (i maksymalnie jeszcze miesiac po). Z czasem okazuje sie, ze ten tak upragniony gadzet, gdzies nam ginie z widoku (a potem z pamieci).

I potem rosnie nam masa niepotrzebnych gadzetow.

Reklama+gadka z kumplami = lowy... (w tym przypadku wielu niepotrzebnych rzeczy)

Problem zaczyna sie od momentu rozmowy ze znajomymi lub reklamy ogladanej w tv (albo od mieszanki obydwu). W tym momencie wystarczy sobie zadac proste pytanie: z ilu funkcji mojej starej komorki na co dzien korzystam! Moge nie znac wszystkich odpowiedzi ale znam odpowiedzi moje, mojej rodziny, przyjaciol znajomych... Nie wykorzystujemy nawet 50% funkcji (im wiecej korzystamy tym lepiej dla nas - oznacza to, ze kupilismy rzecz ktora nam sluzy). 

Skoro starszy model nie jest przez nas wykorzystywany w pelni, to po co nam model z jeszcze wieksza liczba bajerow i opcji... .

To samo dotyczy nowych ciuchow, butow, samochodow, samolotow (hehehehe!! Niektorzy maja wlasnie takie problemy, ze maja stary 3 letni odrzutowiec i bez nowego odrzutowca full wypas nie wyobrazaja sobie zycia - przeciez kumpel ma i sobie nowy model chwali ;) .


Zadajmy sobie podstawowe pytanie: kto rzadzi u mnie w domu? i dlaczego?

Straznik miru domowego - zwarty, gotowy i uzbrojony...

Bo jesli kupuje cos jedynie dlatego, ze ktos mi to sugeruje w reklamie lub w rozmowie, to chyba nie ja rzadze swoim zyciem (domem, portfelem, kontem). Zacznijmy najpierw od remamentu. Spiszmy to na kartce: co mamy? z czego korzystamy? i jak czesto? czy (na bazie ostatnich 2 pytan) mozemy sie bez tego obejsc?

Bronmy swoja psychike przed specami od reklamy (oraz przed ludzmi, ktorzy nie majac wlasnych tresci wewnetrznych przyswajaja te modne - czyli latwe i przyjemne) i badzmy swiadomymi panami samych siebie... .

Badz czujny - wojna trwa!!



_______________________________________________________________________
1. To nie pomylka - dyskusja byla na 2 wpisach tego samego blogu :)

8 komentarzy:

  1. Niestety to nie takie proste. System już na poziomie edukacji podstawowej pozbawia nas swobody myślenia i interpretacji. To system dyktuje nam jak mamy żyć, co jeść, jak się ubierać, co myśleć , co kupować. Tak ukształtowana świadomość większości społeczeństwa, wspierana przez wszelkiej maści celebrytów , dyktatorów stylu, gwiazdorów i pseudo autorytety napędza konsumpcję w świecie opartym na wzroście PKB.

    (Pół biedy gdy kupujemy torebkę taką jak Doda, czy spodnie jak Majdan. Problem zaczyna się wtedy gdy masowo zaczynamy naśladować Angelinę Jolie.)

    Tak naprawdę to uważam, że celem każdej cywilizacji jest wcześniej czy później zagłada. Odkąd istnieje człowiek, ludzie popełniają ciągle te same błędy, nie wyciągając wniosków z historii. Żaden Wielki Nauczyciel tego nie zmieni. (Gdyby dzisiaj Jezus zaczął przewracać stragany pod np. Jasną Górą, to dostałby pałą po grzbiecie, a paulini byliby pierwszymi którzy by Go ciągali po sądach :)).

    Uważam że ludzkość rozwija się nie dzięki pokojowi, a dzięki wojnie. Więc jedynym sposobem na przetrwanie naszej cywilizacji jest odkrycie innych cywilizacji we wszechświecie. Wtedy jest szansa że poczujemy się jak jedna rodzina, a naszą planetę zaczniemy traktować jak dom rodzinny. W obawie przed inwazją (bo człowiek by tak zrobił), albo w nadziei na kolonizację wyrwiemy się z tego bagna które nas wsysa w bezdenną otchłań zagłady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest duzo osob, ktore mimo wysilku rodzicow oraz agentow systemu w postaci nauczycieli szkolnych, mysli i zachowuje sie tak, jakby w tym Matrixie polkneli niebieska pigulke (jakas wada umyslu lub mozgu, czy cos?!?). Wielu z nich nawet pisze o tym na swoich blogach...

      W moich dyskusjach z przyjacielem Zeglarzem (zwanym przeze mnie pieszczotliwie Kapitanem) doszlismy do wniosku, ze ostatecznym efektem oswiecenia duchowego jednostki bedzie smierc ciala (aby umysl i dusza mogli ruszyc w dalsza droge).

      Poza tym wszystko dazy ku swojemu koncowi - mors ultima ratio est.

      Wracajac do naszel ludzkiej natury - niestety tak jest, ze jestesmy gotowi na zmiane dopiero wtedy, kiedy stoimy na granicy zaglady (i stoimy nad skrajem przepasci... W tej sytuacji, niektore ideologie postepowe proponowaly zrobic duzy krok do przodu ;) . Swietnie to rozumial kazdy z wielkich myslicieli, ktorzy wyprzedzali swoje czasy (np.: Da Vinci, Tesla...) utrudniali dostep do swoich odkryc twierdzac, ze ludzkosc jeszcze nie jest na nie gotowa (a wiedza moze byc /bo jest/ niebezpieczna w niewlasciwych rekach).

      Z jednej strony potrzebujemy ludzi myslacych niestandardowych (vide: http://falcopergrinus.blogspot.be/2013/05/zorro-budda-aleksander-wielki-i-wesola.html) a z drugiej strony impulsu do tego, zeby Ludzkosc jako Calosc, byla gotowa na zmiane (o tym tu: http://falcopergrinus.blogspot.be/2013/05/zorro-budda-aleksander-wielki-i-wesola.html).

      Usuń
  2. Zacznę od tego,że za czasów mojego dzieciństwa , gdy telewizja nie ogłupiała jeszcze reklamami problem ten nie był może tak dotkliwy.Owszem zazdrościło się czasem koleżance nowej lalki Barbie ( ja nigdy nie miałam,bo nas nie było stać i jakoś przeżyłam) sąsiadowi nowego telewizora itp. Generalnie zaś kwestią finansową było to czy się miało rzeczy w domu ponad własne zapotrzebowanie. gdy podrosłam i w głowę uderzyły mnie wszelkiego rodzaju galerie handlowe oczopląsu dostawałam i ....często popłakiwałam z rozżalenia ,że nie stać mnie na te wszystkie oglądane na wystawach ciuchy, telefony, bajer itd. Problem rozwiązał się w momencie ,gdy zamieszkałam we Włoszech.Dodam,że mieszkam w maleńkiej miejscowości - w której jedyny w miarę duży supermarket jest rodziny mojego ''nie męża" i do którego towar sprowadza jego siostra.Do tego są 4 sklepiki z odzieżą ( markowe produkty i ceny ,że głowa boli), 2 sklepy z obuwiem ( ta sama historia z markowymi rzeczami) 2 sklepiki z ciuchami dla dzieci ( naturalnie oryginalnymi) 2 sklepiki z zabawkami ( ten oryginalny z zawrotnymi cenami i ten gdzie zabawki można kupić ciut taniej) ze trzy sklepiki spożywczo-chemiczne( takie jak polskie osiedlowe mniej więcej) ot co! I o złośliwości losu - odkryłam zabawne rzeczy. Podniosła się tu odrobinę moja stopa finansowa - stać mnie w zasadzie ( odkładając , oszczędzając bez naginania granic) na większość rzeczy , ale.....ciuchów nie kupuję - bo raz ,że mam całą szafę już,a że teraz głównie przesiaduję z córką w piaskownicy, wyjść za bardzo nie ma gdzie (komunie, bierzmowania, wesela itp. zdarzają się od czasu do czasu) stwierdziłam ,że kupować markowych ciuchów za taką kasę po prostu mi szkoda - dobrze jest jak jest. Sprzętu domowego nie potrzebuję z najwyższej półki - mamy jakiś stary odtwarzacz DVD. Komputer, telefon itp bajery zakupiłam w Polsce choć dochodzę do wniosku ,że jedynie bez komputera bym nie mogła żyć. W sklepie nic mnie nie korci , bo jako ,że wybór jest kiepski ( gust siostry G różni się zdecydowanie od mojego) więc skazana jestem na zakup tego co mi potrzebne bez marudzenia ,że wolałabym inny kolor czy markę.I generalnie jak ktoś mnie pyta co chcę na urodziny , czego potrzebuję lub jadę gdzieś dalej na wycieczkę po jakimś centrum dochodzę do wniosku ,że w zasadzie nic mi nie potrzeba. Poza wymiana na przykład przypalonego garczka na nowy, miksera bo się zepsuł ( a to zdarza sie na szczęście rzadko) nie potrzebuję nic. I jedyny mój wybór kieruje się w stronę tego co po prostu lubię aczkolwiek też niekoniecznie potrzebuję - czyli książki.Jeszcze jakiś czas temu było tak,że niemal płaczem reagowałam na fakt,że nie mogę zejść do sklepu i kupić sobie ulubionego szamponu do włosów (tego co w Polsce-reklama w TV kusiła tyloma atrybutami)itp. A teraz jest mi to obojętne. reklamy w Tv przestały robić na mnie wrażenie. W zasadzie jak tylko się pojawiają zaczynamy "skakać" po kanałach lub wykonujemy inne drobne czynności zanim powrócimy do przerwanego filmu. Fanaberie zakupowe powodowane reklamami uprawiam jedynie będąc od czasu do czasu w Polsce - ale to chyba już z kwestii przyzwyczajenia - na przyład kupuję ulubione kremy, balsamy czy jedzenie które we Włoszech są dla mnie niedostępne.I okazuje się ,że można tak żyć. Pieniądze zaś odkładają się na listopadowe wycieczki w ciepłe kraje na przykład. To też kwestia samozaparcia. Jak widzę moją siostrę , która robiąc zakupy ładuje do wózka niemal cały spot reklamowy ja łapię się na tym, że to co ona wrzuci ja wyciągam z pytaniem:"Po co ci to? Naprawdę tego potrzebujesz?" Moja siostra wścieka się na mnie wtedy, ja się śmieję ,że zachowuję się jak moralistka po czym siostra z reguły przyznaje mi rację. A pieniądze ,które zostają jej w portfelu cieszą potem oko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. I nawet milo i przyjemnie zyje sie swiadomie :) . I jeszcze sie pieniadze oszczedzi ;)

    Trzeba zachowywac czujnosc i obserwowac swiat (i miec w pamieci, ze my tez jestesmy czescia tego swiata). Ale do pewnych rozwiazan chyba musimy dochodzic sami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. człowiek ponoć uczy się na błędach. Szkoda ,że nie raz musi przeżyć to na własnej skórze,bo czyjś ból nie jest przekonujący ....

      Usuń
    2. To nie zawsze jedynie kwestia braku przekonania... . I znowu inspiruje mnie Pani do podjecia ciekawego tematu w nastepnym wpisie ;)

      Usuń
  4. Naukowcy pracują nad rozwojem technik neuromarketingu, a przed tym trudno się bronić. Neuromarketing "omija" wolną wolę i próbuje sterować człowiekiem za pomocą nieuświadomionych bodźców. Niestety mało kto się tym interesuje, przede wszystkim, prawnicy się tym w ogóle nie interesują...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze na studiach podczas zajec z etyki zawodowej dyskutowalismy na temat problemow sygnalow podprogowych. Nasze rozwazania dotyczyly bardziej kodeksow etycznych niz rozwiazan prawnych ale juz wtedy zdecydowana wiekszosc przyszlych absolwentow byla zdecydowna przeciwna stosowania stymulacji podprogowej.

      Niestety temat ten w ogole nie interesuje prwodawcow. Byc moze specjalisci od iuris prudentiae sie tym zajeli ale skoro nadal nie ma to przelozenia na prawo stanowione, to kwestia pozostaje do rozstrzygniecia w sumieniu konkretnego czlowieka (w wielkim biznesie, w zwiazku z wielkimi pieniedzmi istnieje rowniez niebezpieczenstwo korupcji).

      Usuń